To nie jest lektura, którą czyta się od deski do deski (choć i tak można). Raczej dawkuje się strony pełne uczuć, choć wypełnione niewielką ilością tekstu. Główną rolę grają tu obrazy (wspaniałe ilustracje autorki, którą podziwiałam na jej instagramowym profilu jeszcze zanim pojawiła się książka) i starannie dobrane do nich treści, w których możemy się przeglądać. Są jak wskazówki, kiedy zabłądzimy, są jak wsparcie przyjaciela w trudnych chwilach i impuls do przemyśleń, które zmieniają nasze życie, zapraszają do wejrzenia w siebie, przyjrzenia się sobie.
Dlaczego ta książka?
Nie ma tu nic o technice. Ale jest:
- o człowieku – o tym, kto swoją treścią wypełnia dźwięki, kto nadaje im barwę i dzieli się emocją
- o wrażliwości
- o sile
- o dążeniu do celu
- o zmianach
- o wdzięczności
- o poszukiwaniu
- o samotności
- o odpuszczaniu
- o wzrastaniu
- o nas
Podane w tak piękny i subtelny sposób, z wielką wrażliwością i ciepłem.
Wierzę w to, że to, czym się karmimy wychodzi do świata. To, co chłoniemy – żyje w nas. Także w dźwiękach. Nie będzie w nich emocji, jeśli nie mamy ich w sobie. Nie będzie radości, jeśli nie znajdziemy jej w sobie, nie będzie siły, gdy nam jej brakuje.
To jedna z tych książek, które ratują mnie, gdy ciemne chmury krążą w mojej głowie.
To jedna z tych książek, które sprawiają, że stajemy się lepsi, zmieniamy się, chcemy zrobić lub robimy ten pierwszy krok. Choć niedużo w niej słów, ich głębia potrafi poruszyć najczulsze w nas struny (wierzę, że również te głosowe).
Jest jak zdrowy owoc, którego nie powinno zabrakną w codziennym menu.
Wybieram i czytam to, co dobrze karmi moją głowę i duszę – co w nich jest, słychać w głosie.